Ciach i całkowicie odcinamy się od niedawnego narzekania na mrozy, deszcze i ogólnie pojętą niepogodę, by wziąć na tapet temat zastępczy, równie wdzięczny w krytykowaniu: upał. Ależ gorąco! Tego nie da się wytrzymać! Co jest nie tak z tą pogodą? Chyba naprawdę jutro wyjdę z domu goła… I tak dalej. W telewizji BBC News, na którą zawsze trafiam, będąc na wakacjach, dzień w dzień komentowana jest europejska fala gorąca. Tu trzydzieści osiem stopni, tam czterdzieści dwa, pożary w Grecji, zawały w Hiszpanii… Leżę w pokoju bez klimatyzacji, wachluję się wachlarzem, który na wyjazd jest równie ważny co paszport czy ładowarka, postanawiam w kolejnych miesiącach jeszcze więcej jeździć rowerem i zamawiać jak najbardziej lokalnie, jednocześnie próbując przetrwać to, co wg jednej z naukowczyń na ekranie (a w sumie wcale nie jednej, wiadomo) nasz gatunek sam sobie zafundował. Spokojnie, nie będę grzmieć. To by dopiero było. “Ta od mody” jeszcze ma czelność się oburzać na branżę, którą sama reprezentuje, he he.
Zdjęcie: Marvin Meyer/Unsplash
W pierwszych latach prowadzenia swojego bloga uruchomiłam cykl pt. “Przetrwać lato” (dla chętnych otwieram archiwum: oto część pierwsza, druga, trzecia i czwarta). Wróciłam do niego niedawno i mam dwie refleksje. Pierwsza: jak bardzo jestem konsekwentna w postrzeganiu pewnych zjawisk. Druga, mniej ważna: jaka byłam przekonana o własnej nieomylności. To zdanie: “jeśli chodzi o Havaianas, ich czas minął, i to dawno – a więc mamy spokój i nie zostaniemy posądzeni o bycie fashion victims, moda ta dotyczy zdecydowanie miejsc o charakterze kurortowym. Wyjątki niech sobie tę regułę potwierdzają” - przypomina mi dzisiejsze samozwańcze wyrocznie mody z TikToka, które co tydzień podają inny trend, który natychmiast mamy wyrzucić z szafy, bo właśnie przeminął (mimo że w zeszłym miesiącu piały nad nim z zachwytu). Cóż, prawa i błędy młodości.
Czy zatem mam coś do dodania w kwestii coraz bardziej gorącego i coraz mniej znośnego lata? Pierwsza i najważniejsza rzecz: nie ma takiej opcji, żeby przejść przez upał gładziutko, z idealną fryzurą, matową cerą i w perfekcyjnie ułożonym ubraniu. Nie. Da. Się. Nie da się. Jeśli chodzi o mat, chciałabym podziękować pewnej pani ze sklepu Yves Rocher, do którego wybrałam się 21 lat temu o tej samej porze, świeżo po wycieczce na Południe, z której zapamiętałam głównie pot z czoła wlewający się do oczu. Któregoś dnia spojrzałam w lustro i sama siebie nie poznałam. To ja się tak świecę??? Toż to niemożliwe. Nie wypada i w ogóle ohyda. Cóż, podziękujmy teraz magazynom o modzie i urodzie, które przez lata sączyły nam do ucha pełne jadu komunikaty: “Musisz być idealna. Musisz mieć matową cerę. Musisz zawsze wyglądać świeżo i powabnie”. Szanowni autorzy, proszę wyjść na słońce w samo południe, najlepiej z walizką w jednej ręce, a smyczą z psem w drugiej i po przejściu trzystu metrów usiąść i napisać taki tekst raz jeszcze, tylko tym razem szczerze. W każdym razie pani z Yves Rocher powiedziała krótko: “Nie ma takiego kremu, który zmatowiłby pani cerę przy trzydziestostopniowym upale”. Z początku jej nie uwierzyłam, ale szybko zrozumiałam, że miała rację.
Druga sprawa to podkład, tu też kochamy obietnice. Zmatuje, wyrówna, pokryje. Do pewnego momentu tak. Od pewnego momentu nie. Dlatego rzadko kiedy go nakładam, gdy wiem, że głównym zajęciem będzie ocieranie twarzy chusteczką. Z czego nie rezygnuję, to szminka, ale o nich już było niedawno (przy okazji otwarcia Szuflady Wstydu). Zamiast kremowej wolę taką leciutką, wodną lub oleistą (hitem sezonu jest ta od Diora, względnie Clarinsa, ja znalazłam godny odpowiednik Essence w cenie… około 15 złotych zamiast dwóch stówek - wrzucam link, mam z niego zero. gdyby ktoś coś podejrzewał). I to by było na tyle.
Największe zaskoczenie, to już odkrycie tego roku. Jeśli wiesz, że będziesz się błyszczeć (a wiesz to, nawet jeśli próbujesz zaprzeczać), wykombinuj tak, by błyszczeć się jeszcze bardziej. Wszelkiego rodzaju rozświetlacze, brokaty czy inne drobinki dokonają niemożliwego: zlaną potem cerę zamienią w skrzącą, baśniową powierzchnię. Poważnie. Nie to, żebym miała coś do potu, wydaje się tabu, a przecież to najbardziej naturalne narzędzie chłodzące, jakie istnieje. Poza siłownią jednak jakoś nikt go nie chce i z tym dyskutować nie będę. Ulubieńcy Harel? Oczywiście brokat z Ministerstwa Dobrego Mydła (link), który daje efekt wręcz intrygujący. A z bardziej dyskretnych: Le Petit Strober Bourjois - taka rozświetlająca wypiekana mgiełka w uniwersalnym, dość jasnym odcieniu, High Beam Benefit - rozświetlacz w płynie dający efekt lukrowanego pączka, czyli to, co Hailey Bieber lubi najbardziej, he he.
Ubrania? Tu zdania nie zmieniam. Jak jest gorąco, to będzie ci za gorąco we wszystkim. Więc jeśli nie masz ochoty odsłaniać zbyt wiele, noś długi rękaw i długie nogawki, różnica niewielka, a nie przypieczesz ramion, więc dłużej będą młode i piękne (żart, ironia, wiadomo). I nawet nie mogę powiedzieć, żebym mówiła “nie” sztucznym materiałom, bo co jak co, ale w nylonowym kostiumie znacznie przyjemniej się kąpać. I bezpieczniej, biorąc pod uwagę słabą przyczepność bawełnianych egzemplarzy (veni, vidi, vici - bo nie wiem, jak jest “straciłam” po łacinie). No, chyba że zajmujemy się zawodowo ekshibicjonizmem, wtedy śmiało.
Torebki, buty i inne akcesoria po prostu niech nie gryzą. Niech będą gładkie, przyjemne w dotyku i gotowe przetrwać na ramieniu czy w kostce dłużej niż kwadrans zwiedzania. Lub podróży do pracy, upał nie jest wszak tożsamy z czasem wakacyjnym, choć tak tu o nim piszę z tej miłej, relaksującej perspektywy.
Tyle na dziś, jeśli pojawi się więcej refleksji, nie omieszkam się podzielić. A na razie życzę Wam pięknego weekendu, przetrwania ekstremalnych temperatur i samych bezpiecznych sytuacji. Pijcie dużo wody i nie myślcie za dużo o perfekcyjnym wyglądzie. To, że ktoś kiedyś napisał kilka zdań nie znaczy nic ponad to, że… kiedyś napisał kilka zdań. My możemy mieć własne.
Z gorrrrącym pozdrowieniem,
Harel
Przychodzi mi do głowy cytat z Jane Austen: What dreadful hot weather we have! It keeps one in a continual state of inelegance.
Być może należy więc się poddać i uznać, że lato to w ogóle nie jest czas na eleganckie spotkania, tylko na swobodne spacery po plaży. Z odrobiną brokatu na powiece.