Zdążysz
Przygotuj ciało do lata! Skorzystaj z serii naszych autorskich zabiegów wyszczuplających, wygładzających i liftingujących. Pakiet intensywnego odmładzania już w dwa tygodnie sprawi, że staniesz się prawdziwą boginią.
Wakacje tuż tuż! Pamiętaj, jeszcze nie jest za późno, byś skorzystała z naszej diety przygotowanej przez ekspertów. Gwarantujemy płaski brzuch już w dziesięć dni!
Cellulit? Sucha skóra? Smutek w oczach? To dlatego, że nie używasz suplementów. Skorzystaj z promocji i zacznij urlop jako nowa ty! Poczujesz różnicę już po pierwszym zastosowaniu. Amerykańscy naukowcy potwierdzają: nasze tabletki mają udokumentowane działanie, a kropelki przywracają chęć życia w jeden tydzień! Bądź dla siebie dobra, nie odkładaj tego na później!
Brzmi znajomo?
Oczywiście, zrobiłam wszystko, by brzmiało. Dodałam jednak odrobinę przesady, choć tylko odrobinę. Czy moją intencją jest wyśmiewanie takich metod?
Nie.
Chciałabym podejść do tematu od nieco innej strony. Trening, zabiegi kosmetyczne, dieta, suplementacja - czy jest w tym coś złego? No właśnie. Sama regularnie trenuję, odżywiam się zdrowo, wprawdzie na zabiegi nie chodzę, bo nie lubię, a z suplementów wybieram sok z cytryny, imbir i kurkumę, ale nie neguję żadnego z powyższych. Co zatem doprowadza mnie do szału?
Ta narracja, która zaczyna się wraz z wiosennym przesileniem. To jedno słowo: „zdążysz”. Tak jakby rozpoczynał się niepisany wyścig do „wymarzonej sylwetki”, „perfekcyjnej skóry”, „idealnego samopoczucia”. Jakby to był ostatni moment w naszym życiu, w którym możemy „zawalczyć” o powyższe. I tak jakbyśmy miały na to tylko miesiąc, góra dwa, bo potem będzie ZA PÓŹNO.
Uważam, że takie stawianie sprawy jest szkodliwe. Po prostu. I niestety na tyle popularne, by nie uczyć nas cierpliwości, a wręcz przeciwnie. Zresztą nie tylko lato jest pretekstem do tego wyścigu. Na pewno sporo z Was to zna. Powrót do formy po ciąży. Co to w ogóle jest? Co to znaczy? I skąd presja? Bo oczywiście ten powrót powinien być błyskawiczny. Jeśli nie jest, to niestety, „kochana, nie dbasz o siebie”.
Nie pomaga to, co widzimy wokół siebie czy, jak kto woli, w internecie. Kiedyś zwykło się mawiać, że prawdziwe życie jest tu, a na ekranie komputera czy telefonu, iluzja, nawet miła, ale nieżyciowa. Dziś o iluzji zapominamy, wpratrując się chociażby w ciało pewnej celebrytki, która otwarcie mówi, że aby wbić się w słynną suknię z kryształkami, musiała schudnąć niemalże osiem kilo w trzy tygodnie. Trafiłam nawet na wersję z jednym tygodniem, szczerze mówiąc, niewielka różnica. Sama broniła się argumentem, że gdy aktorka chudnie do roli, nikt jej za to nie krytykuje, a wręcz czasem nagradza Oscarem. I że występ na czerwonym dywanie był dla niej właśnie taką rolą, do której musiała się dostosować.
Ja naprawdę nikomu ani do lodówki, ani na bieżnię nie zaglądam, ale wyobraźcie sobie, jaką miłą odmianą byłoby zobaczyć na przykład czteromiesięczną dokumentację treningów, zmian żywieniowych i ciężką, acz satysfakcjonującą pracę w drodze do szczuplejszej talii. Bo - podkreślam - nie jest niczym złym pragnienie, by schudnąć. Tak samo jak niczym złym nie jest pragnienie, by utyć. To w sposobie realizacji pragnienia czai się największe niebezpieczeństwo.
W ciąży nie byłam. Formy nie miałam. Pewnego dnia zaczęłam ćwiczyć i nauczyłam się jednego. Nic nie przychodzi ani z dnia na dzień, ani nawet w miesiąc. Nie ma czegoś takiego jak „błyskawiczna metamorfoza”. Dotyczy to zarówno formy fizycznej, jak i psychicznej. Skupiam się na fizycznej, bo zewsząd dopadają mnie komunikaty o odliczaniu do lata, do plaży, do wymarzonej sylwetki. Super. Zawalczmy. Choć nie przepadam za słowem „walka” w tym kontekście, ale ok. Tylko nie spodziewajmy się, że efekt przyjdzie natychmiast. A przede wszystkim nie zakładajmy, że po miesiącu wrócimy na stary tor, bo bikini odbębnione, można znów być sobą.
Nie upieram się, że nikt nie mówi o procesie. Są przecież osoby odpowiedzialne, które wiedzą, co robią i nie obiecują gruszek na wierzbie. Znikają one jednak w gąszczu tych, którzy kuszą pustymi obietnicami. Podobnie jak nie da się podnieść psychicznie w weekend, tak i fizycznie, czy to ćwiczeniami, czy zabiegami, czy dietami nie osiągniemy celu w miesiąc, a nawet dwa.
Chodzi o to, by się nie zniechęcać, by cierpliwie działać i zmienić coś naprawdę, a nie tylko do wakacji. Ale jak mamy się nie zniechęcić, gdy wokół te same komunikaty w wersji instant?
Napiszę krótko: nie, nie zdążysz. Na pewno nie w zdrowy sposób. O niezdrowych nie chcę słyszeć. Jeśli naprawdę coś Ci przeszkadza, jeśli chciałabyś mieć gdzieś tam mniej, a gdzieś tam więcej, przygotuj się na długie miesiące konsekwentnej pracy i zmianę stylu życia na długo, a może i na zawsze. Pisze Ci to osoba, która była w każdym możliwym miejscu na przeciętnej skali rozmiarów, która była i gruba, i chuda, która traciła kilogramy, a teraz je sobie dodaje w masie mięśniowej. I po której może tego nie widać, ale nie o to chodzi. Bo moja forma, mój rozmiar, mój stan to tylko i wyłącznie moja sprawa. I nikt mi nie będzie dyktował terminów.
A jak trafię na plażę i będzie wystarczająco ciepło, by wskoczyć w bikini, to wskoczę, w dokładnie takiej formie, jaką akurat będę tego dnia miała. Bo jedyne, co mogłoby mnie przekonać, to groźba, że nie zdążę nacieszyć się latem, bo ktoś mi wmówił, że nie jestem taka, jaka powinnam być. Mowy nie ma!
Dbajmy o siebie z czułością, drogie Panie i drodzy Panowie! A wiarę w cuda zamieńmy na podstawową wiedzę z biologii i chemii.
Pozdrawiam,
Mądrala Harel