Gdyby nie Instagram, z pewnością bym sobie tego nie przypomniała. Za to jestem w stanie dokładnie Wam powiedzieć, jak wyglądałam w marcu 1993 roku. Albo w marcu roku 2003.
Rok 1993 to były szałwiowe, jakbyśmy dziś określiły, a wówczas jasnozielone spodnie prosto z bazaru na Wiatracznej (made in Turkey, najprawdopodobniej), flanelowa koszula w kratę z szafy taty, opcjonalnie dżinsy, pierwsze w życiu zresztą, kupione w jednym z ostatnich Pewexów, nieopodal Universamu na warszawskim Grochowie. Niebieskie Wranglery z prostymi nogawkami i dość wysokim stanem. Buty? Te zdobyte w Juniorze na Marszałkowskiej, takie jakby wycieczkowe, na TikToku znajdziecie je pod hasłem #gorpcore lub #gannigirls.
Z kolei wiosną roku 2003 nosiłam hybrydę spodni bojówek z rybaczkami z Trolla, krótkie bluzy i topy z nowootwartego w Polsce sklepu H&M oraz brązowy wełniany płaszcz kupiony za moją teatralną pensję w Antwerpii. Poza tym skórzaną marynarkę mojej mamy przywiezioną przez tatę z Turcji w latach siedemdziesiątych, klasyczne Adidasy do owych lat nawiązujące i niebieską torbę z napisem PanAm.
Widzicie, to nie są tylko zamglone wrażenia, lecz konkretne wspomnienia, łącznie z nazwami na metkach, wówczas mniej konsumpcyjnymi niż dziś, mam wrażenie. Nie raz zdarzało się, że znajomych rozpoznawało się z daleka właśnie po konkretnej kurtce, czapce czy butach. I już nie raz o tym pisałam, natomiast temat jest na tyle ważny, bym nie obawiała się powtórek czy autocytatów.
W sobotę brałam udział w targach vintage. I to, że stanęłam tam ze swoimi rzeczami jest mniej istotne od tego, jak wspaniałe mini rozmowy miałam okazję przeprowadzić czy to z Wami, Czytelniczkami, czy innymi wystawcami, czy wreszcie całkiem przypadkowymi osobami. Motyw przewodni był jeden: ubrania z przeszłości. “Miałam identyczną!”, “Pamiętam te buty!”, “W liceum taki nosiłam”, “Moja mama mi coś takiego kupiła” itd.. Budziła się pamięć rzeczy, wyraźne obrazy, słodkie emocje. Pierwszy dzień w szkole. Randka z miłością życia. Samodzielna podróż. Prezenty urodzinowe. Spełnione marzenia. Czasem przychodziły osoby, które kiedyś kupiły coś ode mnie na Vinted i do dziś się z tego cieszą, i chciały mi o tym osobiście powiedzieć. Czasem ludzie, którzy zamiast iść na gotowe, poszukują oryginałów z drugiej ręki i z radością wracają do domu, niosąc w torbie dwudziestoletnie buty w doskonałym stanie. Jaki wniosek? Ubrania są ważne, choć wszystko wokół im umniejsza jak może. Dziwne? Wcale nie. W nadmiarze naprawdę ciężko się odnaleźć.
Od kilku lat dąże do tego, by wszystkie swoje rzeczy znać i kochać. Jeśli nie ma tej relacji, idą dalej. Od kiedy zdałam sobie sprawę z tego, jakie miałyśmy podejście do ubrań kiedyś i jak bardzo chciałabym je przywrócić, nieskromnie powiem, że odnoszę w tym aspekcie sukces. Sprawa jest prosta: jeśli miłość jest prawdziwa, nie będziesz potrzebować więcej. A na pewno nie będzie to kompulsywne chwytanie się każdej nowości tylko dlatego, że ktoś na Insta czy nawet w poczytnym magazynie ogłosił, że oto mamy hit sezonu. Owszem, rok temu złapałam się na hit sezonu, czyli Adidasy Samba (jak jeszcze można je było kupić, ale to jest wątek na osobny newsletter). I co? I będę nosić do znudzenia, choćby zaraz ci sami ludzie ogłosili, że model wchodzi na podium listy największych obciachów. Co ciekawe (choć znów, poruszę w niedalekiej przyszłości), te same buty jeszcze dwa lata temu smętnie “wisiały” na wirtualnych tablicach ogłoszeń i nikt się nimi nie interesował. Czy pokochałam je dlatego, że dwadzieścia lat temu miałam podobne? Jest to bardzo możliwe. Nawet bardziej niż to, że miłość wyniknęła z zachwytu nad zdjęciami Anouk Yve, mojej ostatnio ulubionej instagramerki pod względem wizualnym.
Na koniec przywołam kilka historii z pogranicza mody i zakupów, którymi dzieliłam się na blogu. Wiem jednak, że pośród niemalże 2000 tekstów człowiek może się nieco zgubić, wrzucam więc poniżej kilka propozycji.
Przewodnik po zakupach stacjonarnych - czyli jak nie dać się złapać na sztuczki, które niby wszyscy znamy, ale dziwnym trafem o nich zapominamy.
Przewodnik po zakupach internetowych - czyli co na nas czyha w internecie, gdy stracimy czujność, leżąc na wygodnej kanapie z otwartą przeglądarką.
Sześć rzeczy, których nie musisz mieć w szafie - przeczytaj za każdym razem, gdy masz ochotę kliknąć “Kup teraz”.
Mniej - o tym, jak na przestrzeni kilkunastu lat zmieniły się moje zwyczaje zakupowe.
Kupować i żałować - przewrotnie, lecz trafnie, tak nieskromnie podsumuję.
Życzę Wam udanego tygodnia! U Harel będzie się trochę działo. Zresztą same zobaczycie. Najlepiej sprawdzać to na bieżąco na moim Instagramie.
Z poniedziałkowym pozdrowieniem,
Wasza Harel