Gdy skupiam się na makrotrendach i zgrabnie omijam te mikro, często dostaję od Was pytania o wszystko, co pomiędzy. Łącznie z takim delikatnym cieniem rozczarowania, że otwierałyście poprzedni newsletter, by dowiedzieć się, co wyciągnąć z szafy lub ewentualnie dokupić, a nie trafić na rozważania o luksusie prywatności czy pochwale subskrypcji. Podejście do trendów wciąż się z mienia. Z listy nakazów i zakazów ewoluowało w zbiór sugestii, by następnie przekonywać nas, wystarczająco już zagubione konsumentki, że w sumie to możemy (możemy!) korzystać z mody, jak nam się żywnie podoba.
Nie oznacza to, że moda nie wydaje już na świat nic, co dałoby się zakreślić w konkretne zbiory. Tak jak kolor czerwony, który jesienią zdominował Instagram, buty UGG na grubej platformie czy ostatni “hit TikToka”: tzw. #mobwifeaesthetic (zarówno na świecie, jak i w Polsce Google Trends wskazuje na ogromny wzrost zainteresowania tym hasłem). Są to jednak zazwyczaj historie krótkotrwałe, a nowe bodźce już czają się za rogiem.
Mając na względzie własne obserwacje mody w ostatnich miesiącach, wypracowałam zbiór takich elementów czy wątków, które rokują znacznie lepiej niż tiktokowe maleństwa. Nie generują też obowiązku zakupów, choć nie pozbawione są w stu procentach pierwiastka ryzyka w tej kwestii. Dziś część pierwsza rozważań.
Torba XXL
Pora porządnie wzmocnić kręgosłup, Le Chiquito Jacquemusa i wszelkie wersje zainspirowane ustępują miejsca gigantom. Dosłownie, bo tu się zmieści średniej wielkości pies wraz z zapasem jedzenia na miesiąc. Nie to, żebym kogokolwiek namawiała do noszenia psa w torebce. Pieczęć z wielkim napisem “approved” przybiła jesienią 2023 roku Phoebe Philo, prezentując w pierwszej kolekcji swojej autorskiej marki torby przekraczające rozmiary bagażu kabinowego. Od kilku sezonów zacną pojemnością kuszą shopperki Little Liffner, śnią się po nocach największe wersje modelu Margaux The Row (nazywa się go nową Birkin Bag), nawet sieciówki, jak Arket, wysoko wyceniają swoje adaptacje, wiedząc zapewne, że tak czy inaczej znajdą się chętne. Do noszenia w torbie więcej niż pudełko miętówek zachęca też Miuccia Prada w swojej kolekcji Miu Miu. Na pokazie modelki dźwigały (tak, to dobre słowo) wielgachne modele wypchane po brzegi różnymi różnościami, z butami na obcasie włącznie. Podsumowując: nic co życiowe, nie będzie nam obce.
Od góry: Arket, Miu Miu, Phoebe Philo, The Row, Little Liffner, Miu Miu
Kokardy
Ostatni raz w takim nasileniu kokardy obserwowałam mniej więcej trzydzieści lat temu. Wg platformy Trendalytics hasło “bow claw clip” było w ostatnim tygodniu wyszukiwane niemal pięć milionów razy. A chodzi tylko o spinkę do włosów z kokardą. Pisałam niedawno w tekście na blogu o tzw. “bow tax” (można tłumaczyć jako “podatek od kokardki”), zjawisko jako pierwszy opisał w zeszłym roku The Cut, w skrócie chodziło o zaskakujący wzrost ceny niemal każdej rzeczy, która miała dodaną kokardę - od t-shirtu po kolczyki. Różnica potrafiła wynosić nawet sto dolarów. Na kokardę wiążemy wszystko, co tylko się da. Sznurówki zamieniamy na wstążki, na choinkach motałyśmy czerwone aksamitki. Miała nosa Zofia Chylak, która w zeszłym roku swoje premierowe buty ozdobiła czarną rypsową kokardą. A przed momentem ukoronowała trend jego dumna pionierka, Simone Rocha, w kolekcji Haute Couture, którą gościnnie zaprojektowała dla Jeana Paula Gaultiere’a. Nawet słynne marynarskie paski udało jej się zawiązać, w dodatku na delikatnej, transparentnej powierzchni. Mam wrażenie, że długo nie doceniałyśmy kokard, a media społecznościowe pomogły nabrać śmiałości. Kokarda to najprostszy sposób na uaktualnienie praktycznie każdej części naszej garderoby. Najprostszy i najtańszy.
Od góry: spinki Pico Copenhagen, buty ozdobione przez Caterinę Mongillo, Candace Klein, torebka Acne Multipocket, wystawa sklepu Acne Studios w Nowym Jorku, buty Valentino.
Workwear
Czyli po prostu stroje robocze. Niedosłownie i dosłownie, bo jedna z bardziej znanych marek odzieży roboczej produkuje wersje i takie, i takie. Mowa Carhartt, powstałej w 1889 roku w Detroit, dziś podzielonej na Carhartt i Carhartt Work In Progress (WIP). Pierwsza od ponad stu lat oferuje odzież stricte roboczą, druga od roku 1994 kolekcje inspirowane niniejszą (poniżej fragment lookbooka na wiosnę 2024), a od kilkunastu lat wypuszcza też wspólne kolekcje choćby z Marni, Sacai, New Balance czy A.P.C.. Flagowe fasony to m.in. zapinana na suwak kurtka Detroit najczęściej z kontrastowym sztruksowym kołnierzykiem, spodnie Double Knee z dodatkową warstwą materiału z przodu nogawek czy czapka z charakterystycznym logo - od niej zaczął się prawdziwy szał na Carhartt WIP, dokładnie w roku 1995, gdy właśnie czapka “wystąpiła” w filmie “Nienawiść” Matthieu Kassovitza. Carhartt to jedne z najlepszych (i najfajniejszych) spodni cargo, gdy nie mamy ochoty na demobil. No i pełna inspiracja dla innych marek czy wybiegów. Ma być użytkowo, ale też miło dla oka. Oczywiście naszego, bo roboczy wątek nie każdego będzie zachwycać. Nie musi. To jest estetyka, mimo proweniencji marki, bardzo japońska. Oszczędna i niewymagająca przełamywania innym stylem. Owszem, przyjemnie będzie założyć roboczą kurtkę do lekkiej sukienki w kwiatki, równie dobrze jednak będzie jej w komplecie z ogrodniczkami.
Poniżej fragment zeszłorocznej współpracy z marką Sacai.
… oraz robocze kurtki na pokazie Prady na wiosnę lato 2024:
Roboczy trend nie wymaga, rzecz jasna, słynnego logo. Tu warto rozejrzeć się po źródłach odzieży z drugiej ręki. Nierzadko będzie ona lepszej jakości niż całkiem nowe wersje inspirowane amerykańskim dziedzictwem. Skąd to wiem? Zaufajcie, wiem, bo sama się swego czasu nabierałam. Mała podpowiedź, jakich marek szukać zatem choćby na Vinted? Dickies, Wax London, Duluth, L.L.Bean, Wtaps. A potem łączyć bez oczywistości. Odzież robocza w modzie uwielbia kontrasty, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało.
Ciąg dalszy nastąpi!
Udanej końcówki tygodnia!
Harel