Na później
"Chciałabym ci uszyć garnitur" - powiedziała jakiś czas temu Monika Kamińska, która, gdyby ktoś się nie orientował (a wszak ma prawo), prowadzi pod swoim nazwiskiem markę, która oferuje m.in. szycie garniturów na miarę. Jak powiedziała, tak zrobiła, szczegóły opiszę innym razem, bo ciekawe to było przeżycie. Może tyle, że jest z wełnianej mięciutkiej flaneli, szary w delikatną kremową kratkę i nosi się wyśmienicie. W ostatnią sobotę sięgnęłam po spodnie, akurat wybierałam się na spotkanie, stwierdziłam, że dosyć dżinsów, ma być elegancko, a co! I założyłam je do dresowej bluzy i traperskich butów, he he. Wydobyły i bluzę, i buty z czeluści wygodnych i praktycznych ubrań, by nadać im kontekst co najmniej o trzy oczka wyżej.
A potem wróciłam do domu i wskoczyłam na kanapę, by pod kocem odrobić serialowe zaległości i dokończyć sweter na drutach. Pierwsza myśl: zdejmij te spodnie! Odwieś do szafy! Wygniotą się, wypchają, zepsują, one są "na wynos". Druga myśl: nie ma mowy! Spodnie są dla mnie, nie ja dla nich, jest mi dobrze, komfortowo, nie odwieszę. I zaczęłam się po raz kolejny zastanawiać nad tym, ile ubrań wisi w naszych szafach, bo szkoda nam je nosić. No ile?
Te wszystkie białe sukienki, które szkoda zalać winem, jedwabne koszule, które są zbyt piękne, by na co dzień po nie sięgać, a nawet torebki, które bez sensu nosić do zimowej kurtki, bo "przyjdzie jeszcze lepszy czas". Skąd takie zastraszające dane, że nosimy tylko nieduży procent naszej garderoby? Przecież nie wszystkie jesteśmy zakupoholiczkami. Nie wszystkie kupujemy na potęgę i nie pamiętamy, co tam wisi. Ja na przykład jestem w takim momencie, w którym swoją szafę znam na wylot. Kojarzę każdy jej element, nic mnie nie zaskakuje. A jednak niektórych nie noszę, bo nie chcę ich zużyć. Wyobrażacie sobie? Wiem, że tak, bo podejrzewam, że sporo osób ma podobnie.
Dwa lata temu troszkę się nam życie zmieniło, nagle zniknęło wiele okazji do strojenia się. Niektórzy snuli prognozy, jakoby skończył się dress code, klasyczna elegancja odeszła raz na dobre, a my już nigdy nie wyskoczymy z dresów, bo nie będziemy chcieli porzucić tego komfortu. Cóż, teorie snuć łatwo, a praktyka swoje. Owszem, są miejsca, w których zasady dress code'u mocno się poluzowały, ale są też takie, w których nie zmieniło się absolutnie nic. Jako osoba od lat pracująca w domu, nie odczułam zbytnio tych zmian, choć faktycznie troszkę częściej wskakiwałam w dres. Działał jednak na mnie demotywująco i natychmiast rozleniwiał. Szybko więc zamieniłam go na cokolwiek innego, aczkolwiek wybierając ostrożnie, żeby tych najlepszych ciuchów "nie zużywać".
I w tę sobotę, pod kocem, wypychając kolanami swoje absolutnie najlepsze spodnie podjęłam ostateczną decyzję: koniec tego. Jak się wypcha, to się wypcha. Jak się pogniecie, to się wyprasuje. Jak się zaplami - upierze. Porwie - zaszyje. A jak się już naprawdę zużyje, to... się zużyje. Takie jest życie. I tak nieźle sobie radzę, bo nie pamiętam, kiedy ostatni razy wyrzuciłam ubranie. Moja garderoba jest w doskonałym stanie, jeśli wiem, że nie będę czegoś nosić, sprzedaję to na Vinted albo oddaję bliskim. Dbam o rzeczy, pielęgnuję je, piorę delikatnie, odwieszam z czułością. Bo wszystkie je bardzo lubię. Nie mogę jednak dopuścić do tego, by to one rządziły.
Co najlepsze, tego zapewne nawet nie będzie widać, bo nie mam żadnych spektakularnych elementów. To raczej po prostu ładne rzeczy, których mi szkoda. I tyle. Czy macie ochotę zawalczyć ze mną? Co Wy na to, by wesprzeć się w korzystaniu ze swoich szaf na 100% i przestać wreszcie czekać na okazję? Piszę ten tekst w teoretycznie letnich spodniach w różowo białe paski (miały czekać na słońce i sandałki) i szarym kaszmirowym swetrze (leżał w szafie, żeby się nie zmechacił). Nikt mnie dziś nie będzie oglądać, ale to nieważne. Jest radość, bo uwielbiam te rzeczy i miło jest mieć je na sobie. Tego się trzymajmy.
Udanego tygodnia!
Harel
P.S. Blog nie śpi! Czekają tam na Was teksty m.in. o nowej kolekcji Ani Kuczyńskiej, przepięknej ręcznie robionej w Katowicach biżuterii Saffa, świetnych kaszmirowych akcesoriach sept. (tak, to ta marka, która do tej pory robiła buty) oraz o największym szwedzkim internetowym second handzie, który lada dzień otwiera się w Polsce, czyli o Sellpy. Więcej już lada moment!