“Luksusem jest nieposiadanie opinii na wiodące tematy dnia.
Przywilejem. I ekstrawagancją. Myślę, że opinie są kompletnie passé. Mają je ludzie, którzy uważają, że wiedzą. Już tutaj się mylą. Jedyne, co wiemy, to że poruszamy się w galarecie informacji, że budujemy swoje poglądy ze śmieci nie wybranych przez siebie, ale często wybranych przez system pod nas. Więc skąd ta śmiałość wszystkich opiniujących? Jakby byli w zbiorowej hipnozie.”
Przytaczam fragment świetnej rozmowy Justyny Sobolewskiej z Dorotą Masłowską w zeszłotygodniowej Polityce (zachęcam do przeczytania całego wywiadu tutaj), ponieważ te słowa rezonują we mnie znacznie dłużej niż tydzień. Wczoraj i dziś szczególnie, bowiem mamy kolejną sytuację, w której pojawia się tzw. “chodliwy temat”, a wraz z nim prośby od Czytelniczek (które bardzo szanuję, żeby nie było) o zajęcie stanowiska.
Nie znoszę takich tematów, nie znoszę się pod nie podłączać, zwykle mam ciekawsze i znacznie bardziej kreatywne rzeczy do roboty, niż komentowanie gorącej sprawy, o której za dwa dni wszyscy zapomną. Wiem, że na tym polega sens social mediów i na tym też można się nieźle wybić. Dlaczego tego nie robię, mówiłam m.in. w odcinku swojego podcastu pt. „Nie musisz”.
Czy tym razem zrobię wyjątek? Czy jednak „muszę”? Nie muszę, wrzucam jednak kilka słów od siebie.
Gdyby jakiegoś szczęśliwca ominęło: chodzi o kolekcję, która doskonale udaje oskórowane dzikie zwierzęta. Modelki (oraz zasiadająca na widowni Kylie Jenner) noszą na ramionach lub piersiach głowy lwów, lampartów i innych gatunków, wieńcząc futrzane stroje. Sztuczne, żeby nie było, choć to marka ujawniła dopiero, gdy zaczęło robić się gorąco.
Było potworne i miało być potworne
Czy wizja piekła może być piękna? Nawet mój ulubieniec, Hieronim Bosch, przestawia je w sposób tak zabawny, jak przerażający. Zwłaszcza w wieku dziecięcym instrument muzyczny zatknięty tam, gdzie zdecydowanie nie jest jego miejsce, budził salwy śmiechu. I ok, od tego jest niczym nieskażone, dziecięce spojrzenie. Dziś wchodzimy do piekła za sprawą najnowszego pokazu Haute Couture domu mody Schiaparelli. Nie wiem jednak, czy bardziej jest to piekło Dantego, z którego wynikała inspiracja projektanta marki, czy piekło w mediach społecznościowych, które się zaraz po pokazie rozpętało.
Temat gorący i kontrowersyjny, więc się zaczęło. Jedni w swoją stronę, drudzy w swoją. Jedni o dramacie zwierząt, drudzy o przekleństwie dosłowności. Jeśli marce chodziło o rozgłos, to się udało. Aczkolwiek nie wiem, czy chodziło o to, by jedna frakcja zaczęła mieszać z błotem drugą, „nieczuli znawcy mody” obrażali „skretyniałych nadwrażliwców” i na odwrót.
Moje pierwsze wrażenie? Tu dochodzi do głosu zarówno Harel - dziennikarka mody, jak i Harel - homo sapiens. Pokaz mnie zmroził i zaniepokoił. Ale nie dlatego, że zaniepokoiłam się obecnością futer. Z marszu uznałam je za sztuczne, zresztą słusznie, jak się szybko okazało. Wizja? Modne słowo: kontrowersyjna. Szybko stwierdziłam, że dokładnie taka była strategia i zajęłam się czymś innym. Co gdzieś jednak mnie przez chwilę jeszcze prześladowało, to realizm, z jakim odtworzono dzikie zwierzęta. I pewna dzikość samego człowieka, który chodząc po wybiegu, miał ich (sztuczne, bo sztuczne) skóry na sobie. Pierwotny świat, który, według dawno obalonego, lecz w pewien sposób wciąż mi bliskiego prostotą przekazu Freuda, człowiek wciąż próbuje przykryć kulturą i sztuką. W tym momencie sztuka z dzikością się spotkała. Daniel Roseberry uzasadnił swoje pomysły słowami: „To przypomnienie, że nie ma nieba bez piekła; nie ma radości bez smutku; nie ma ekstazy tworzenia bez tortur zwątpienia”. Zresztą w największym skrócie Roseberry określił kolekcję jako odę do zwątpienia (więcej na ten temat można przeczytać w tym artykule na stronie brytyjskiego magazynu Vogue).
W XXI w. tego typu kolekcja nie łamie żadnych schematów, w przeciwieństwie do czasów założycielki domu mody, Elsy Schiaparelli, która faktycznie nawet nie przecierała szlaków, a je taranowała. (bywało, że przy czynnym udziale Salvadora Dali). Dziś na wybiegach było już wszystko, łącznie z podskakującymi genitaliami, migającymi przez dziurki obszyte ściągaczem u Ricka Owensa czy modelkę w dziewiątym miesiący ciąży, która urodziła chwilę po pokazie (tu Slick Woods na wybiegu Fenty). Żeby nie było, ani ciąża, ani genitalia nie mają w sobie nic oburzającego, sęk w tym, że nie są to elementy obowiązkowe, by uczynić kolekcję atrakcyjną. Daniel Roseberry uczynił z marki Schiaparelli historię na nowo atrakcyjną i pożądaną. Na pewno jednak nie rewolucyjną. I odtworzone jeden do jednego zwierzaki tego nie zmienią.
Oburzając się na dosłowność przekazu, byłabym hipokrytką (od razu zaznaczę, że teraz mówię o sobie, nie oceniam innych). Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że sama pracuję w modzie. Choć futer nie noszę i staram się nie pokazywać ich u siebie, gdy widzę fenomenalny pokaz takiej na przykład marki Fendi, która wciąż z futer naturalnych nie rezygnuje, piszę o nim, bo widzę w nim wartość gdzieś poza tym, choćby w ostatnim hołdzie dla torebki Baguette. Temat mi się przydaje, więc go biorę. No i jednak noszę skórzane torebki i buty, nie ukrywam tego, bo nie uważam, żeby wykluczały rozważne działania w innych aspektach. Zresztą dla mnie jest to rozsądne na poziomie trwałości i rzadszego kupowania. Ale i tak mi się dostaje, nie zliczę, ile razy dostałam wiadomość, bym kolejną torebkę zrobiła ze swojego psa itp.. Co taka wiadomość wnosi w światową sytuację? Niewiele. W życie odbiorcy? Zapewne jakiś stopień przykrości. I zapewne taka jest intencja, bo nie sądzę, żeby nadawca marnował czas na pisanie takich komentarzy, podczas gdy mógłby go wykorzystać choćby na kliknięcie przelewu na rzecz jakiejś sensownej organizacji.
Mogłabym brnąć w stwierdzenia, że wzory w cętki czy zebrę są niczym innym jak wstydliwymi pamiątkami kolonializmu lub, ujmując najdosłowniej, promocją polowań na zagrożone gatunki zwierząt. Nie zrobię tego jednak, bo jaki byłby sens? W demagogię bawić się nie będę.
Ufff, wyraziłam opinię na gorący temat, pierwszy raz od wielu miesięcy! Co z tego będzie? Nie łudźmy się, za tydzień już nikt nie będzie o Schiaparelli pamiętać. Wracam więc do największego luksusu swojego życia, większego niż kreacja szyta przez sto osiemdziesiąt dwie godziny na specjalne zamówienie. Pamiętajcie, Wy też nie musicie.
Z poważaniem,
Harel
Cieszę się, że mimo wszystko postanowiłaś wyrazić swoją opinię, bo to najciekawszy newsletter, jaki ostatnio otrzymałam. :) Cytat z Masłowskiej (jak zawsze zadziwiająco trafnie opisującej świat) przykuł moją uwagę i tak już czytałam, chociaż o modzie zupełnie nic nie wiem. I nie wiedziałam też o tej najnowszej imbie.
Rzuciłam okiem na google grafika i zdjęcia faktycznie wyglądały dość kontrowersyjnie w złym tego słowa znaczeniu. W takim, w jakim kontrowersyjna jest większość prac nawiązujących do religii czy seksu, czyli po prostu efekciarska, nastawiona na szybkie żniwa. A estetycznie rzecz jasna też nic ciekawego, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wszyscy oglądali już Tiger Kinga. :)) Ale obejrzałam też cały pokaz na Youtube i… No cóż, wydaje mi się, że trochę niesprawiedliwie oceniłam go na podstawie kilku zdjęć. Bo zobaczyłam coś eleganckiego, nie kiczowatego.
Choć inspiracja piekłem nie jest dla mnie jasna, to całość zrobiła na mnie duże wrażenie i od pierwszej modelki czułam to napięcie związane z prezentowaniem masek, skór, wielkich kolczyków w wielkich sztucznych uszach, itd. z garniturami, gładkimi fryzurami, ale też z wybraną muzyką, architekturą. Ciężko mi było nie myśleć o kolorze skóry modelek i o tym, jakie znaczenie mają dla danych strojów i całego pokazu. Myślę, że to może być udany komentarz na temat dychotomii natura/kultura, czy nawet już tego nieszczęsnego kolonializmu czy zawłaszczania - w każdym razie nie poczułam, że coś jest zbyt chamskie czy dosłowne. Skończyłam oglądać z wrażeniem, że było to coś przemyślanego i poruszającego.
Także to chyba nauczka dla mnie, żeby nie kończyć na powierzchownym przeglądaniu newsów w Internecie, bo - nawiązując do pierwotnego tematu - może się okazać, że mam na jakiś temat nie szczerą opinię, a wypadkową kilku przypadkowych zdjęć w necie.
Dzięki za newsletter!